Recenzja filmu

Z piątku na sobotę (2003)
Tom Barman
Frank Vercruyssen
Dirk Roofthooft

Film wiatrem podszyty

Belgijska kinematografia niezwykle rzadko pojawia się w naszym kraju. Szkoda, bo wyświetlany kilka lat temu <a href="http://filmweb.pl/Film?id=533" class="n"><b>"Manneken Pis"</b></a> udowodnił,
Belgijska kinematografia niezwykle rzadko pojawia się w naszym kraju. Szkoda, bo wyświetlany kilka lat temu "Manneken Pis" udowodnił, że tamtejsi twórcy mogą nas naprawdę mile zaskoczyć. Cieszy więc fakt, że w końcu, przy okazji premiery obrazu "Z piątku na sobotę" doczekaliśmy się kolejnej odsłony belgijskiej twórczości. Cieszy tym bardziej, iż mamy do czynienia z produkcją naprawdę interesującą. Debiut reżyserski Toma Barmana, uznanego muzyka, lidera popularnej również i w Polsce grupy dEUS, trudno zakwalifikować do jakiegoś konkretnego gatunku. Historia kilku mieszkańców Antwerpii, którzy pozornie nie mając ze sobą wiele wspólnego w piątkowy wieczór spotykają się na jednej imprezie, wymyka się wszelkim próbom zaszeregowania. U większości widzów budzi jednak skojarzenia z długim teledyskiem, bowiem muzyka odgrywa w tym filmie bardzo ważną rolę. Można to postrzegać jednak jedynie jako zaletę – misterne połączenie basowych elektronicznych dźwięków z jazzem i energetycznymi rytmami rocka lat 80. pochłania widza bez reszty. Ścieżka dźwiękowa tworzy zaś spójną całość z pięknymi zdjęciami, podawanymi nierzadko w zwolnionym tempie i perfekcyjnym montażem, dzięki któremu, tak jak sugeruje oryginalny tytuł (Anyway the Wind Blows), widz przenoszony jest nieoczekiwanie w światy różnych bohaterów, by za chwilę, gdy kamera się zatrzymuje, mieć czas na wnikliwszą obserwację. Wbrew pozornej powierzchowności i braku konkretnego wątku jest się bowiem czym interesować – bohaterowie Barmana wiodą życie podobne do naszego: mają te same problemy, kochają się i kłócą, szukają swojego miejsca na Ziemi a w weekendowe wieczory piją, narkotyzują się, rozmawiają o wszystkim i o niczym, jak to na imprezie. Są prawdziwi, realni, ŻYJĄ i nie sposób przejść obok nich obojętnie, mimo iż ich nie biorą udziału w wielkich wydarzeniach, a ich egzystencja opiera się na drobnych, pozornie niewiele znaczących czynnościach. Jesteśmy świadkami zwykłego piątkowego wieczoru po tygodniu wytężonej pracy i towarzyszących jej stresów. Niektórzy mogą mieć trudności z odbiorem filmu pozbawionego klasycznej narracji i logicznego przebiegu zdarzeń, do których przyzwyczaiło nas kino, pełne filmów podobnych do siebie, jakby wyszły z tej samej taśmy produkcyjnej. Barman tymczasem nakręcił "Z piątku na sobotę" w ten sam sposób, w który tworzy swoje piosenki – panuje w nim anarchia i brak typowej fabuły. Jego film zdaje się nie mieć początku ani końca, nie opowiada konkretnej historii, nie niesie wielkiego przesłania. To wrażenie chaosu i bezcelowości nie jest jednak przypadkowe – przecież taka sama jest codzienność pokazywanych bohaterów. Reżyser mówi nam jednak: "tacy jesteśmy, to nasze życie, cieszmy się nim". I choć efekt poczynań Barmana daleki jest od ideału a niejeden widz przyzna, że można byłoby skrócić film o jakieś 15 minut, należy docenić wysiłki reżysera i oryginalną formę opowieści. Moim zdaniem "Z piątku na sobotę" jest idealną propozycją na weekendowy wieczór. Po projekcji, wzorem filmowych postaci jest szansa kontynuować relaks w którymś z klubów lub na porządnej "domówce".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones